Wybór języka do nauki

Dzisiaj opowiem Wam trochę o moich językach i o tym, dlaczego uczę się właśnie ich. Przede wszystkim jednak chcę Cię zachęcić do współtworzenia tego wpisu. Zostaw w komentarzu parę słów o sobie i o językach, które są częścią Twojego życia!

Źródło: Julia Manzerova via photopin cc

Na początek odrobina teorii (w ilościach naprawdę śladowych, obiecuję!). Otóż zastanawia mnie, czym kierują się ludzie, wybierając naukę właśnie tego a nie innego języka. Widzę trzy możliwości:
  1. Czasem po prostu konkretny język jest nam narzucany. Mówię tu przede wszystkim o szkole, bo w innych sytuacjach mamy zazwyczaj jakiś wpływ na to, czy danego języka będziemy się uczyć, czy nie.
  2. Bywa, że język do nauki wybieramy z przyczyn całkowicie praktycznych. Ten praktyczny aspekt wynika albo z okoliczności, w których się znaleźliśmy (chłopak z Hiszpanii, z którym chcielibyśmy się porozumieć w jego języku; wyjazd do Norwegii w celach zarobkowych; angielski potrzebny do czytania literatury naukowej itp.) albo z potencjalnych możliwości związanych z danym językiem (bo język jest popularny i może się przydać za granicą, przy szukaniu pracy itp.).
  3. Są wreszcie i takie przypadki, kiedy kierujemy się nie rozsądkiem, a sercem. Dany język nas po prostu zauroczył na tyle, że chcemy się go uczyć, nawet jeśli nie widzimy dla niego żadnego praktycznego zastosowania.
Jak to wygląda u mnie?

Po pierwsze angielski. Angielskiego zacząłem się uczyć z wyboru… rodziców. W podstawówce miałem tylko niemiecki, a od czwartej czy piątej klasy mama posłała mnie na prywatne lekcje angielskiego. Przypuszczam, że kierowała się względami praktycznymi, ale mnie to nie przeszkadzało, bo od razu łyknąłem bakcyla. Angielski mnie po prostu zafascynował, a ta fascynacja trwa do dzisiaj. Nie porzuciłbym go nawet, gdyby się nagle okazało, że nagle przestał mi się przydawać do jakichkolwiek praktycznych zastosowań. Co oczywiście nie zmienia faktu, że korzyści, jakie czerpię codziennie z jego znajomości, są przeolbrzymie.

Po drugie niemiecki. Niemieckiego zaczął mnie uczyć mój dziadek jeszcze w pierwszych klasach podstawówki, potem pojawił się jako przedmiot szkolny. Podobnie jak angielskiego nie wybrałem go więc świadomie. Jednak w odróżnieniu od tego pierwszego nigdy nie zapałałem do niemieckiego szczególną miłością. Odnoszę się do niego z życzliwością, może szacunkiem, ale nie nazwałbym tego gorącym uczuciem. Natomiast z praktycznego punktu widzenia znajomość niemieckiego jest oczywiście bardzo cenna. Przydaje mi się m.in. w pracy tłumacza, ale również podczas wyjazdów za zachodnią granicę.

Po trzecie esperanto. Najdziwniejszy punkt na mojej liście, ale jednocześnie moja wielka miłość. Nauczyłem się go sam, z nieprzymuszonej woli, kiedy chodziłem do liceum. Był to jeden z wielu języków, za których samodzielną naukę się zabierałem, ale jedyny, w którym wytrwałem i osiągnąłem naprawdę wysoki poziom. Wielu osobom o pragmatycznym podejściu do życia nauka esperanta może wydawać się kompletną stratą czasu. Ja jednak zawdzięczam mu bardzo dużo – pierwszą pracę, wyjazdy zagraniczne, mnóstwo ciekawych kontaktów i udział w niesamowitych przedsięwzięciach. Więcej na ten temat napisałem kiedyś w gościnnym poście na blogu Hał ar ju, Marija? A jednak to nie dla praktycznych korzyści postanowiłem się nauczyć esperanta. Ot, takie ślepe zauroczenie, które trwa już od piętnastu lat.


A jaka jest Twoja historia? Jakich języków się uczysz i dlaczego właśnie tych? Czy wybierając język do nauki patrzysz przede wszystkim na korzyści, jakie Ci on przyniesie? Czy kierujesz się raczej motylami, które pojawiają się w Twoim brzuchu, kiedy go słyszysz? Nie mogę się doczekać Waszych komentarzy!

Etykiety: