Uczyć się języka jak dziecko - idealna metoda?

czyli czy możemy stać się jak dzieci?

Dzieci są niedościgłymi mistrzami w nauce języków. W ciągu kilku lat są w stanie osiągnąć taki poziom, o jakim wielu dorosłych uczących się języka obcego może tylko pomarzyć. To pewnie dlatego coraz częściej można natrafić na kursy językowe czy programy komputerowe, dzięki którym mamy się nauczyć języka bezstresowo i w sposób naturalny, "tak jak dzieci". Czy takie podejście jest rzeczywiście skuteczne? Czego możemy nauczyć się od dzieci, a w czym nie warto (lub nie da się) ich naśladować?

Źródło: ThomasLife via photopin cc

Nauka języka w sposób "dziecięcy" wyróżnia się przede wszystkim brakiem formalnie nauczanej gramatyki. Uczeń powinien na podstawie kierowanych do niego wypowiedzi sam odkrywać zasady rządzące językiem, tak jak to robią małe dzieci. Po drugie, w podejściu tym rezygnuje się całkowicie z używania języka ojczystego (albo przynajmniej bardzo się takie użycie ogranicza). Koniec z tłumaczeniem słówek z polskiego na obcy i odwrotnie - jeśli chcemy poznać znaczenie jakiegoś wyrazu, musimy je sami wydedukować z kontekstu albo ustalić np. na podstawie zdjęcia. Nacisk należy położyć przede wszystkim na słuchanie, dopiero po jakimś czasie na mówienie. Co więcej, tego rodzaju kursy nie powinny w ogóle korzystać z pisma - w końcu małe dzieci przyswajają język bez umiejętności czytania i pisania. W tej kwestii jednak autorzy wspomnianych kursów czy programów komputerowych nie są już aż tak ortodoksyjni...

Niektórym uczniom zniechęconym "szkolną" nauką języka, z wkuwaniem regułek i długaśnych list słówek, taka metoda może wydawać się naprawdę atrakcyjna. Jeśli jednak przyjrzymy się jej uważniej, łatwo dostrzeżemy, że jej atrakcyjność niekoniecznie idzie w parze ze skutecznością. Dlaczego? Przychodzą mi do głowy trzy powody, dla których pomysł z "uczeniem się jak dziecko" jest chybiony:

1. Nauka dzieci nie jest wcale taka efektywna, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Dziecko jest przez cały czas zanurzone w środowisku sprzyjającym nauce języka. Nieustannie ma przy sobie jakichś dorosłych (rodziców, starsze rodzeństwo, innych krewnych, opiekunkę, przedszkolankę itp.), którzy nie tylko mówią nieustannie w danym języku, ale też świadomie wspierają rozwój językowy dziecka. Mówią powoli i wyraźnie, zachęcają je do wypowiadania się, chwalą, kiedy opanuje nowe słowo, poprawiają najbardziej rażące błędy... Po prostu wymarzone warunki!

No to teraz sobie policzmy. Załóżmy, że dziecko ma średnio 8 godzin dziennie kontaktu z językiem. Załóżmy też, że biegłość osiąga w wieku 5 lat (tu można się kłócić, wszystko zależy od tego, jak "biegłość" zdefiniujemy). 8 x 365 x 5 = 14600 godzin nauki. Sporo... Jeśli dorosły jest w stanie wygospodarować codziennie nawet 2 godziny na naukę konkretnego języka, to "wypracowanie" 14600 godzin zajmie mu nie mniej, nie więcej tylko... 20 lat!

2. Mózg dziecka przyswaja język inaczej niż mózg dorosłego. Wśród językoznawców popularna jest tzw. "hipoteza okresu krytycznego", która zakłada, że jeśli dziecko do pewnego wieku (zazwyczaj mówi się o ok. 12 latach) pozbawione jest jakiegokolwiek kontaktu z językiem, to w późniejszym wieku nie będzie w stanie przyswoić sobie w ogóle żadnego języka. Świadczą o tym przykłady tzw. "dzikich dzieci", które wychowywały się bez kontaktu z innymi ludźmi i w konsekwencji nigdy nie nauczyły się mówić.

Jak hipoteza okresu krytycznego ma się do nauki drugiego czy trzeciego języka? Tu naukowcy nie są zgodni. Wygląda jednak na to, że przynajmniej niektóre elementy języka dzieci chłoną naturalnie, a dorośli muszą w ich opanowanie włożyć wiele świadomego wysiłku. Najlepiej widoczne jest to w przypadku wymowy. Jeśli polska rodzina z kilkuletnimi dziećmi (które mówią już swobodnie po polsku) wyemigruje np. do Francji, jest niemal pewne, że maluchy bardzo szybko podłapią od swoich nowych kolegów i koleżanek francuski akcent. Przyjdzie im to zupełnie naturalnie, bez jakiegoś szczególnego wysiłku z ich strony. Po pewnym czasie ich wymowa będzie tak naturalna, że nie będzie się niczym różnić od wymowy rodowitych Francuzów. A ich rodzice? Cóż, oni prawdopodobnie do końca życia będą mówić po francusku z polskim akcentem - no chyba że włożą dużo wysiłku w to, żeby popracować nad swoją wymową. Trochę tak, jakby w ich mózgu zamknięta była jakaś klapka.

3. Jako dorośli mamy nad dziećmi niesamowitą przewagę. Jesteśmy zdolni do abstrakcyjnego myślenia. Stosunkowo łatwo przychodzi nam logiczne rozumowanie, dedukowanie i stosowanie reguł. Rozumiemy takie abstrakcyjne pojęcia jak "miłość", "niezależność" czy "ironia". Umiemy wreszcie czytać i pisać. To wszystko są narzędzia, które mogą być niezwykle pomocne w nauce języka. Wyrzucanie tego wszystkiego do kosza i cofanie się w rozwoju, żeby bardziej "naturalnie" uczyć się języka, wydaje się równie sensowne co prowadzenie księgowości w dużej firmie przy użyciu liczydeł.

Czy w takim razie niczego nie możemy się od dzieci nauczyć? Tak daleko bym nie szedł. Myślę, że dzieci mają nam dużo do zaoferowania, jeśli chodzi o podejście do nauki języka. W czym warto je naśladować?
Zdaję sobie sprawę z tego, że powrót do dziecięcych nawyków może być trudny i czasochłonny. W końcu łatwo powiedzieć "nie zrażaj się błędami", trudniej to w sobie przepracować. Zastanów się jednak, czy nie chciałbyś popracować nad przynajmniej jedną z wymienionych wyżej postaw - cierpliwie, krok po kroku. Taka praca nad sobą przyniesie w ostatecznym rozrachunku dużo lepsze efekty niż pójście na kurs, w którym miałbyś bezrefleksyjnie naśladować proces przyswajania języka przez małe dzieci.

Etykiety: , ,