Jak (nie) zachęcać do nauki języka?

Jestem z natury spokojnym człowiekiem i niełatwo mnie wyprowadzić z równowagi. Ale to nie znaczy, że się nie da. Jednym z niezawodnych sposobów jest używanie kiepskich (albo wręcz nieprawdziwych) argumentów w celu bronienia sprawy, która jest bliska mojemu sercu. Na przykład zawsze zgrzytałem ze złości zębami, kiedy znajomi esperantyści zachęcali innych do nauki swojego ulubionego języka twierdzeniami, że „esperanto jest – po angielskim – drugim najczęściej używanym językiem w internecie” albo że „gramatyka esperanta składa się w całości z 16 reguł, które mieszczą się na jednej kartce”. Co to za wciskanie ludziom kitu, ja się pytam? Czy naprawdę brakuje mądrych, rozsądnych argumentów przemawiających za esperantem, że trzeba sięgać po takie bzdury?

Źródło: Yochai Hands via photopin (license)

Ale dzisiaj nie o esperancie chciałem pisać, tylko o nauce języków w ogóle. Jakiś czas temu Gosia, wierna czytelniczka Językowej Oazy, zostawiła w komentarzu link do pewnego filmiku (dziękuję!). Jeśli masz taką możliwość (i trochę czasu), obejrzyj go proszę przed dalszą lekturą. Jeśli nie – nie szkodzi, artykuł i tak powinien być zrozumiały.


Jakie wrażenia? Bo ja mam mieszane. Z jednej strony bardzo pozytywne przesłanie: nauka języka jest prostsza niż myślisz! No i konkretne pomysły na to, jak się za tę naukę zabrać. Myślę, że niektórym ten film pomoże przełamać niepotrzebne obawy i wziąć się do roboty, co mnie bardzo cieszy.

Ale jest też druga strona. Po pierwsze, niektóre pomysły pana Mateusza są mocno dyskusyjne. Czy naprawdę najlepszym pomysłem na naukę języka od podstaw jest słuchanie wiadomości przez 4-8 godzin dziennie (tak szczerze: ilu ludzi ma tyle czasu do dyspozycji?) i to bez zrozumienia? Ja bym wykorkował z nudów po trzech dniach… No i jeszcze uzasadnianie tego twierdzeniem, że podobnie uczą się języka dzieci… Otóż dzieci nie uczą się języka, słuchając wiadomości w radiu, tylko poznając ten język w kontekście, przez odniesienie do rzeczy, które je otaczają i bezpośrednio ich dotyczą. Mama pokazuje dziecku kota i mówi: „Widzisz? To jest kotek. Jaki ładny kotek!”. Różnica jest chyba oczywista. Zresztą o micie „uczenia się jak dziecko” już kiedyś pisałem – zajrzyjcie do tego artykułu, jeśli chcecie poznać moje poglądy na ten temat.

Po drugie – i na tym chciałbym się dzisiaj skupić – zirytowały mnie niektóre argumenty, które miały zapewne przekonać widza, że nauka języka nie jest tak straszna, jak ją malują. Przyjrzyjmy się kilku fragmentom.

[4:44] Nie ma potrzeby, żeby uczyć się wszystkich wyrazów, które istnieją, dajmy na to, w języku francuskim. Jest ich aż sto tysięcy. Francuz zna z tego dziesięć tysięcy, a więc tylko i wyłącznie dziesięć procent, ale używa w 90% sytuacji około pięciuset. Z tego w 33% sytuacji używa raptem 25 wyrazów.
[5:19] W momencie, gdy więc wpiszesz sobie w internecie tekst pod tytułem „tysiąc najpopularniejszych wyrazów” w określonym języku, to wyskoczy ci lista, która - gwarantuję ci - pokryje ci 70, może 80, może nawet 85 procent sytuacji, w których typowo ludzie się komunikują.

Jest w tym pewna racja – rzeczywiście nie ma sensu na początku nauki koncentrować się na słowach rzadkich. Prawdą jest, że ze statystycznego punktu widzenia przeważająca część przeciętnego tekstu składa się ze stosunkowo niewielkiej grupy najpopularniejszych wyrazów, dlatego to im warto poświęcić szczególną uwagę na początku nauki. Sytuacja nie wygląda jednak tak różowo, jak by to wynikało z powyższych cytatów.

Powyższe argumenty nafaszerowane są liczbami, co nadaje im posmak „naukowości”. Liczby w końcu nie kłamią, prawda? Otóż często niestety tak.

Zacznijmy od tego, że podane wartości liczbowe wydają się wyssane z palca. W pierwszej wypowiedzi jest mowa o tym, że w 90% sytuacji Francuzi używają tylko 500 słów, a chwilę później można usłyszeć, że 1000 najpopularniejszych wyrazów wystarczy nam w 70-85% sytuacji. Chwila, a więc im więcej słów, tym mniej sytuacji, w których potrafimy się porozumieć? Coś tu nie gra.

Druga sprawa. „[Francuz] w 33% sytuacji używa raptem 25 wyrazów”. Czyżby? Oto 25 najpopularniejszych wyrazów we francuskim według jednej z dostępnych w internecie list:

le, de, un, à, être, et, en, avoir, que, pour, dans, ce, il, qui, ne, sur, se, pas, plus, pouvoir, par, je, avec, tout, faire

Mamy tu cztery czasowniki, żadnego rzeczownika, kilka przyimków, zaimków, rodzajników i innych „słówek gramatycznych”. Przypuszczam, że można z tych wyrazów ułożyć trochę sensownych zdań (choć trzeba w tym celu nauczyć się m.in. odmiany czasowników, a więc tak naprawdę potrzebujemy więcej niż 25 słów), ale czy to nam naprawdę wystarczy, żeby „obsłużyć” 33% sytuacji? Obawiam się, że wątpię… Znając te słowa nie zrobisz zakupów w sklepie, nie kupisz biletu na pociąg, nie powiesz nawet, ile masz lat ani jak masz na imię. Znasz francuski? To mam dla Ciebie wyzwanie! Spróbuj ułożyć choć jeden sensowny dialog złożony tylko z tych słów. Jeśli Ci się uda, pochwal się w komentarzu!

No i trzecia sprawa. Co tak naprawdę znaczy „znać” najczęstsze słowa? Weźmy język angielski. Jednym z najpopularniejszych czasowników jest „get”, którego podstawowe znaczenie to „dostać”. Czy ta wiedza nam wystarczy, żeby rozumieć zdania zawierające ten czasownik? Oto kilka prostych zdań z „get”, które możemy usłyszeć w codziennych sytuacjach:

I’ve got no car.
It’s seven o’clock, get up!
Get on the bus!
I’ll get it. (w znaczeniu „odbiorę” albo „otworzę”)
I don’t get it. (w znaczeniu „nie rozumiem”)

W żadnym z tych zdań „get” nie znaczy „dostać”. Zaryzykuję wręcz twierdzenie, że w większości przypadków „get” używane jest w jednym z dziesiątek pobocznych znaczeń lub jako element phrasal verbs i zwrotów idiomatycznych. Podobnie jest z wieloma innymi popularnymi czasownikami. Oznacza to, że jeśli nauczymy się listy 1000 najpopularniejszych wyrazów, to może i będziemy w stanie większość wyrazów występujących w dowolnym rozpoznać – ale niekoniecznie zrozumieć.

[9:06] (...) przyznaję, że macie wyjątkowe umiejętności jako Polacy. A powiem wam dlaczego. Polski jest najtrudniejszym językiem na świecie. Nie ustępujemy niczym pod kątem gramatycznym żadnemu krajowi, dlatego że „w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie”, jeśli chodzi o wymowę, plus „z tym Kościuszką” i „o tym Kościuszce” rozsypuje w pył ambicje i motywacje każdego obcokrajowca.
[9:32] Polacy mają bardzo trudny język, a co za tym idzie, startują zdecydowanie z górnej półki do uczenia się czegokolwiek. Króciutki dowód: jeśli chodzi o jednostki wymowy, tzw. fonemy, hiszpański ma ich 24. Na 150 dźwięków, które rozumie ludzki mózg, hiszpański ma tylko 24, polski ma 76. W związku z tym polski w wymowie jest namacalnie trzy razy trudniejszy.

Zacznijmy od twierdzenia, że „Polski jest najtrudniejszym językiem na świecie”. To zdanie oczywiście mile łechce nasze ego, ale z prawdą ma mniej więcej tyle wspólnego, co stwierdzenie, że najbrzydszą rasą psa jest ratlerek albo że największym arcydziełem literatury jest „Zbrodnia i kara”. Jedni się zgodzą, inni nie. Nie będę się tu rozwodził – wszystko, co mógłbym na ten temat napisać, zawarł w swoim klasycznym już artykule Karol z Woofli. Bardzo Was zachęcam do lektury.

Potem znowu mamy liczby. Znowu robi się naukowo. I znowu są to tylko pozory. To prawda, że hiszpański ma około 24 fonemów (dokładna liczba zależy od tego, o której odmianie języka mówimy). Ale 76 fonemów w języku polskim to liczba wzięta z sufitu. Według językoznawcy Tadeusza Milewskiego polski ma „zaledwie” 39 fonemów, niektórzy lingwiści do tej listy dodaliby jeszcze kilka fonemów. W artykule o fonetyce języka polskiego na Wikipedii można wprawdzie znaleźć tabelkę z 56 dźwiękami spółgłoskowymi, ale duża część z nich to nie oddzielne fonemy, a alofony, czyli warianty fonemów (o różnicy pisałem niedawno w tym artykule). Zdecydujmy się: porównujemy fonemy hiszpańskie z polskimi czy alofony hiszpańskie z polskimi? Mieszanie jednego z drugim to wprowadzanie odbiorcy w błąd. Polski system fonetyczny jest rzeczywiście bardziej złożony od hiszpańskiego, ale z pewnością nie trzykrotnie.

Poza tym twierdzenie, że duża liczba dźwięków w polszczyźnie ułatwia nam naukę wymowy w innych językach, jest mocno wątpliwe. Może rzeczywiście mamy ułatwioną sprawę w przypadku innych języków słowiańskich. Hiszpański czy włoski też nie stanowią wielkiego problemu (ale one są łatwe również dla Niemca czy Anglika). Ale czy nasz polski system fonetyczny rzeczywiście pomoże nam przy nauce kilkunastu samogłosek języka angielskiego? Niemieckich umlautów? Gardłowych dźwięków arabskiego? Tonów w mandaryńskim czy wietnamskim?

[10:54] A nade wszystko stając się poliglotami, będziecie mieli wyższe IQ, dłużej żyli, lepiej się czuli…

Do kompletu brakuje już tylko wiecznie gładkiej cery, szczęścia w miłości i pełnego konta bankowego :-) A tak na serio: nauka języków rzeczywiście pomaga utrzymać w dobrej kondycji mózg i dłużej zachować sprawność intelektualną, ale bladego pojęcia nie mam, jaki ma wpływ na długość życia. Jeśli są jakieś wiarygodne badania na ten temat, to wyprowadźcie mnie proszę z błędu.


Mógłbym przytoczyć jeszcze więcej przykładów, ale te trzy argumenty dość dobrze ilustrują, o co mi chodzi. Postaw się na chwilę w pozycji osoby, którą powyższy filmik przekona do nauki języka. Jak myślisz, czy wytrwa ona długo w swoim postanowieniu? Prędzej czy później wyjdzie przecież na jaw, że wyuczenie się 500 najpopularniejszych słów wcale nie wystarcza do swobodnego porozumiewania się w 90% sytuacji; że nauka obcych dźwięków wcale nie jest taka banalna, jak obiecywano; wreszcie że po paru miesiącach nauki języka wcale nie ustąpiły problemy z krążeniem, a współczynnik inteligencji nie podskoczył nagle o 20 punktów.

Nie wiem, jak wy, ale ja poczułbym się oszukany. O ile nie miałbym silnej motywacji, to zniechęcony zarzuciłbym naukę i drugi raz już nie dałbym się tak łatwo przekonać, że warto się uczyć języków.


Jak w takim razie przekonywać? Przede wszystkim uczciwie i rzetelnie. Jeśli powołujesz się na jakieś dane, liczby, badania naukowe, to upewnij się najpierw, że nie opowiadasz bajek. Jednak tak naprawdę najlepsze, co możesz zrobić, to odwołać się do własnego doświadczenia. Daruj sobie statystyki i (nierzadko sprzeczne) odkrycia naukowców. Powiedz lepiej, jak Ty skorzystałeś na nauce języków. Co zmieniły języki w Twoim życiu. Opowiedz swoją historię. To tym najprędzej zainspirujesz innych.

No właśnie, a jak Ty przekonałbyś innych do nauki języków?

Etykiety: ,